W rozmowie z zaprzyjaźnioną mamą, której niespełna 6 – letni synek zaczął uczęszczać do szkoły w Anglii, dowiedziałam się o bardzo fajnej metodzie, jaka stosowana jest w tamtejszej placówce. Dzieci każdego dnia zabierają ze sobą do domu misia o imieniu Luck i muszą na następny dzień opisywać co robili razem z nim po powrocie ze szkoły.
Jest to bardzo fajna metoda na przykład z punktu widzenia socjologicznego. Dowiadujemy się bowiem, czy np. dziecko grało z misiem przez kilka godzin na komputerze, czy bawiło się pociągiem, w dom, a może słuchało ciekawej książki, czy rodzice włączają się do zabaw z dzieckiem. Poza tym dziecko uczy się opiekuńczości oraz odpowiedzialności za drugą osobę. Bo Luck nie jest już tylko zwykły, pluszowy miś, którego można po kilku minutach zabawy rzucić w kąt. To też więcej niż ukochana zabawka. To w pewnym sensie przyjaciel dziecka.
Podczas takiego zadania dziecko uczy się także formy opowiadania, z czym dzieci często mają problem. Przyswajają sobie powoli pojęcia czasowe, takie jak godzina, pół godziny, kwadrans. Te tylko niektóre z zalet płynących z tej metody.
Jeżeli znacie Państwo ciekawe pomysły na uczenie dziecka przez zabawę, zachęcamy do podzielenia się nimi na naszej stronie.
A ja gorąco pozdrawiam Frania i jego Rodziców, życząc dużo sukcesów w nowym miejscu.
Witam, przeczytałam artykuł i usmiechnęłam siędo siebie.Przypomniałam sobie, kiedy bylam w wieku mniej więcej 10 lat i mialam takiego własnie misia.Biały, niebieskie oczka, wymarzony, pluszowy, kochany miś.Chyba miał Karolek na imię.Ustawiałam go w rzędzie z innymi lalkami i bawiłam się w szkołę.Prymusem byl oczywiście, przodował we wszystkim.Kiedy miałam problem, najpierw z nim “rozmawiałam”.O problemach z koleżankami, o tym, że rodzice się posprzeczali, o książce “dzieci z bulerbyn”.Zawsze miałam komu się zwierzyć.A kiedy w domu miedzy rodzicami zaczęło się psuć, razem z nim budowaliśmy schody od mojego pokoju i w wyobraźni tworzyłam nowy dom.Duży salon, plac zabaw, basen. Bardzo długo miałam go przy sobie, praktycznie to była jedyna zabawka, którą miałam do lat chyba 15-stu.Dzięki misiowi wyciszałam emocje, bo chociaż to był monolog, wydawało mi się, że rozmawiamy.Szkoda tylko, że o tym nikt nie wiedzial.Wówczas moja mama dziwiła się, że w tym wieku bawię się zabawkami.dyby znana była wtedy ta terapia, myślę, że sporo by się o mnie dowiedziała.Bardzo mi się podoba, że takie tematy są tu poruszane.